
15 Kwi (Nie)zaspokojona młodzież
Podobno mają wszystko: świat na wyciągnięcie ręki, brak barier językowych, otwarte granice, wolność. Podobno wiele im brakuje: czasu, poczucia bezpieczeństwa, autentyczności, prawdy i stałości.

Czy współcześni młodzi ludzie mają inne potrzeby niż dotychczasowa młodzież? Czy świat, który tworzą, jest ich światem?
Abraham Maslow swoją znaną wszystkim piramidę potrzeb człowieka stworzył 1943 roku. Już wtedy odkrył, że ludzie, aby dobrze funkcjonować, muszą zaspokoić swe niższe potrzeby, by móc zająć się tymi wyższymi. Czy po osiemdziesięciu latach coś się zmieniło?
Jeśli przyjrzymy się bliżej wspomnianej hierarchii, zauważymy, że najbardziej podstawowe potrzeby człowieka to te fizjologiczne (jedzenie, picie, sen itd.), wyżej znajdują się potrzeby bezpieczeństwa, czyli m.in. opieki, zależności, wygody czy braku lęku. Kolejne to potrzeby miłości i przynależności, dalej – szacunku i uznania i najwyżej – samorealizacji.
Współczesny świat zdaje się szczególnie dobrze dbać o zaspokojenie potrzeb najniższych, bo przecież w sklepach nie brakuje produktów żywnościowych, firmy prześcigają się w tworzeniu coraz większych wygód czy w zwiększaniu poczucia bezpieczeństwa. Problem zaczyna się wyżej.
Trudno nie zgodzić się z Anną Zawadą, która w książce pt. „Aspiracje życiowe młodzieży” pisze: „Podstawowe dla epoki nowoczesnej wartości: wolność, równość, braterstwo, zostały zastąpione w ponowoczesności przez nowe trójprzymierze wartości: swobodę, różnorodność i tolerancję”. Jak już wspominałam w poprzednim wpisie (tutaj), otwartość i życzliwość współczesnej młodzieży niestety nie idzie w parze z budowaniem relacji. Owszem, młodzi mają wielu znajomych, ale niewielu przyjaciół. Potrzeba miłości i przynależności, a co za tym idzie i szacunku, uznania i samorealizacji, nie jest dziś często zaspokojona. Dlaczego tak się dzieje?
Młodzież żyje współcześnie w świecie pełnym migawek, kadrów, urywków, części. Dziś wszystko monitorowane i zapamiętywane jest przez urządzenia elektroniczne, nie przez ludzi. Emocje wyrażane są przez żółte kółka z odpowiednim wyrazem „twarzy”, nie przez twarze. Skoro więc w naszych relacjach nie ma nas, to jak mogą to być nasze relacje?
Nasi uczniowie, nasze dzieci, biorąc udział w tak nierzeczywistej rzeczywistości, taki też ten świat tworzą. I choć tęsknią za stałością, nie potrafią jej zbudować, bo nie znają podstaw, bo kontakty są jednorazowe, powierzchowne, szybkie i skrótowe, jak i wszystko dookoła. A nawet jeśli uda się czasem zatrzymać, wyhodować i wypielęgnować coś więcej niż zwykłą facebook’ową znajomość, to szybko się okazuje, że pierwsze lub kolejne problemy stają się tak duże, że „naprawa usterki” jest nieopłacalna i łatwiejsza okazuje się wymiana na „nowy model”.

Wiemy przecież, że tworzenie związków (jakichkolwiek, nie tylko małżeńskich) opiera się w dużej mierze na kompromisie, wyrzeczeniach, empatii i innych altruistycznych odruchach. My wiemy. A czy wiedzą nasze dzieci?
Naszym obowiązkiem jako rodziców i nauczycieli jest wychowywanie młodego człowieka tak, by zaspokoić potrzeby wymienione przez Maslowa, ale i tak, by nauczyć go zaspokajania tych potrzeb. Wydawać by się mogło, że bezpośredni wpływ mamy jedynie na zaspokojenie niższych potrzeb– tych fizjologicznych i związanych z bezpieczeństwem. Nic bardziej mylnego. To w domu przecież młody człowiek po raz pierwszy doświadcza miłości, bycia kochanym i bezwarunkowo akceptowanym. A przynajmniej tam właśnie powinien tego doświadczać. Naszą rodzicielską powinnością jest otoczenie dzieci szczerymi uczuciami i nauczenie ich przekazywania tych uczuć dalej. Można to zrobić tylko w jeden sposób – poprzez obecność.
Wspólnie spędzony czas to dzisiaj największy prezent, który możemy podarować dzieciom. Wiele się na ten temat mówi, wiele pisze – bo to rzeczywiście wymaga poświęcenia. Dla dorosłego, który pełni w swym życiu wiele ról i z każdej chce się wywiązać jak najlepiej, naprawdę nie jest to łatwe. Warto wtedy przeanalizować, która z inwestycji jest bardziej opłacalna – czy ta dotycząca np. pracy, z której materialnych profitów skorzystają dzieci, czy ta związana z innym wymiarem potrzeb, także przynosząca korzyści potomkom.
Chwile spędzone wspólnie z dzieckiem to dla niego informacja, że jest bezwarunkowo kochane, że nie ma nic ważniejszego od niego samego, że wszelkie sprawy odchodzą na bok. Oczywistym jest, że nawet mimo najszczerszych chęci nie możemy rzucić wszystkiego i chwycić za lalki czy samochodziki. Postarajmy się jednak w miarę możliwości wygospodarować choć krótki czas – codziennie lub kilka razy w tygodniu – na to, by w pełni poświęcić się jedynie dziecku. Wykorzystujmy każdą chwilę na rozmowę z młodym człowiekiem, czy to w czasie, gdy stoimy w korku, czy przy wykonywaniu obowiązków domowych. Ale i – co naprawdę bardzo istotne – spróbujmy wygospodarować moment na to, by wszystko inne odłożyć w kąt i wziąć do ręki tę lalkę, samochodzik czy odtwarzacz muzyki i wkroczyć w świat potomka.
To właśnie są najbardziej opłacalne inwestycje, które zaprocentują tym, że wzrastające w miłości dziecko, będzie szczęśliwym dorosłym zdolnym do samoakceptacji, a co za tym idzie – do samorealizacji. I podczas gdy w domu relacje te po prostu będą, w szkole i poza nią, zaczną się tworzyć. Bo nauczony rozmawiać nastolatek, będzie tej rozmowy potrzebował i nie zaspokoi się jedynie przesłanym przez znajomego zdjęciem czy emotikonem.
Ważna także jest tutaj rola nauczyciela, który nie może zapomnieć, że szkoła jest niemal drugim domem ucznia i to tu właśnie młodzi wchodzą w rozmaite relacje. Dlatego nauczyciel musi być nie tylko nauczycielem, ale przede wszystkim człowiekiem, psychologiem, pedagogiem i wychowawcą. Niełatwo wywiązać się z tych zadań, gdy spędza się z klasą kilka godzin w tygodniu. Ale znów, choć to niełatwe, to jednak warte zaangażowania. Warto też pamiętać, aby nie tylko uczyć budowania relacji, ale i rozmowy o nich. Sprzyjają temu na pewno lekcje języka polskiego czy języków obcych, ale da się to także zrobić na historii, geografii czy biologii… wszystkie te przedmioty łączy przecież postać człowieka.

W świecie pełnym szeroko otwartych ramion, paradoksalnie brakuje często tego jednego będącego oparciem ramienia. Często też aż nadto pod wieloma względami zaspokojone pokolenie, prosi o zwrócenie uwagi… .
Tak.
Prosi.
O uwagę.