06 Lut Gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce
Gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce, czyli o motywacji.
Sukces to drabina, po której nie sposób wspiąć się z rękami w kieszeniach – mówił Philip Wylie. Co zatem zrobić, aby uczniowie wyjęli ręce z kieszeni, by czerpać nimi wiedzę? Co zrobić, by sami dostrzegali płynące z nauki korzyści i sami podejmowali decyzję o uczeniu się?
Motywować, ale i nauczyć odkrywania pokładów motywacji w samym sobie.
„Motywacja” pochodzi od słowa „movere”, które oznacza „ruszać się”, jest więc ona czynnikiem mającym wpływ na to, czy podejmujemy jakieś działanie, czy z niego rezygnujemy. O tym możemy zdecydować w oparciu o dwa rodzaje motywacji: wewnętrzną lub zewnętrzną.
Ta pierwsza wypływa z nas samych, powoduje, że odczuwamy zadowolenie z samego wykonywania jakieś czynności, a nie tylko z jej efektów. Zmotywowany wewnętrznie uczeń będzie zdobywał wiedzę z chęcią i z przekonaniem o własnej korzyści. Będzie się uczył, bo tak chce, a nie dlatego, że tak ma być. Celem w tym wypadku stanie się samo zdobywanie i zdobycie wiedzy. Osoba, która uczy się biologii, dlatego, że ta dziedzina ją interesuje, a do tego w przyszłości zamierza zostać lekarzem – jest wewnętrznie zmotywowana i nie potrzebuje dodatkowych bodźców zachęcających do wykonywania zadania.
Co innego ktoś, kto uczyłby się po to, by zdobyć świadectwo z paskiem, by spełnić marzenia rodziców i dostać się na studia lub po prostu z obawy, by nie mieć problemów w szkole czy w domu. To wszystko zewnętrzne czynniki motywujące, które sprawiają, że wykonujemy coś, by zdobyć za to nagrodę lub uniknąć kary. Niestety ten drugi rodzaj motywacji jest znacznie częściej spotykany w szkole. Dlaczego?
Współczesna kultura nazywana jest przez badaczy kulturą typu instant (por. Z. Melosik, Kultura popularna jako czynnik socjalizacji), która odnosi się do życia w natychmiastowości. Na tę kulturę składa się triada fast food (kuchenka mikrofalowa, kawa na wynos, zupa z proszku itp.), fast car (natychmiastowa komunikacja bez ograniczeń czasowych czy przestrzennych) oraz fast love („miłość’ bez zaangażowania, powierzchowna, nastawiona jedynie na satysfakcję fizyczną).
Młodzi ludzie wzrastają więc w świecie nastawionym na niezwłoczną korzyść. Wysiłek = gratyfikacja. Nagroda powinna zatem – patrząc z tej perspektywy – pojawiać się od razu po włożonym wysiłku. Tego też uczniowie oczekują od szkoły i nauczycieli. Skoro się nauczyłem i zaangażowałem, chcę zostać oceniony pozytywnie. Gdy to nastąpi, szykuję się do kolejnego startu, do kolejnego biegu po kolejny medal, po kolejną nagrodę.
I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że taki wyścig nigdy się nie kończy, bo wciąż przybywa okrążeń, które trzeba pokonać, a trasa wybiega dalej poza lata szkole i sięga życia dorosłego. Tak zmotywowany zewnętrznie człowiek nigdy nie odczuje satysfakcji z tego, co robi. Nigdy nie poczuje się nasycony i spełniony, bo w tym szalonym biegu nie zdąży zauważyć swych osiągnięć. A to może prowadzić jedynie do rosnącej frustracji, a nawet depresji.
Uczeń – ale i każdy z nas – powinien więc zwolnić, dać sobie szansę na ucieszenie się sukcesem, na dostrzeżenie korzyści płynących z wykonanego zadania, korzyści innych niż te zewnętrzne, namacalne. Zanim więc pobiegniemy dalej, zanurzmy się w tym, co teraz.
Takiej postawy powinien uczyć każdy pedagog, bez względu na to, że – jak wiemy – jest on wtłoczony w ramy systemu nastawionego na realizację podstawy programowej i jak najszybsze omówienie jej treści po to, by móc pochylić się nad kolejnym zagadnieniem. Nauczyciel, który nie ulegnie tej presji, nie pozwoli sobie na to, by jego praca podporządkowana była wynikom testów i egzaminów, nauczy taką postawą i swoich podopiecznych, by potrafili cieszyć się z samego faktu zdobywania wiedzy, a nie tylko z otrzymanych za nią ocen.
Motywacja wewnętrzna jest bowiem trwalsza i zorientowana na – można by rzec –większą korzyść, bo na samorealizację i zadowolenie. Ponadto gdy jesteśmy zmotywowani wewnętrznie, nie musimy zwracać uwagi na to, czy ktoś nas docenia, czy potrafimy sprostać czyimś wymaganiom, czy dobrze – w czyimś mniemaniu – wykonujemy swoje zadania. Wystarczy, że sami jesteśmy z siebie zadowoleni i czerpiemy radość z podejmowanego przedsięwzięcia, a nie tylko z jego efektów.