Do biegu, gotowi… stop!

Do biegu, gotowi… stop!

Dobrze, że ktoś wymyślił damskie trampki.

W szpilkach ciężko się biega.

Chodzić by się może dało, ale nie ma kiedy.

No bo kiedy chodzić, skoro wszystko miało być na wczoraj? Doba się nie wydłuża, a obowiązki się nie kończą. O zadyszanym  (bo ciągle pozostającym w biegu) współczesnym świecie już wspominałam w poprzednich wpisach (tutaj). Tempo życia, za którym musimy nadążyć, jest czasami tak duże, że nie ma czasu żyć. I nie myślę tu o odpoczynku, ale właśnie o wszystkich  naszych zadaniach i obowiązkach.

Dzisiejszy zaprogramowany na zysk świat powoduje, że każdy z nas, chcąc nie chcąc, żyje przyszłością. Jest to konieczne, jeśli chcemy być dobrze zorganizowani (a dziś przecież na brak organizacji nie ma miejsca) i wydajni.  Planujemy więc życie osobiste i pracę, a potem realizujemy ów plan. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że często nas przy tej realizacji nie ma.

Czasem ciężko określić, jaka część nas jest bardziej zmęczona wspomnianym biegiem – nasze nogi czy nasze myśli. I która część, za którą powinna nadążyć. Bo gdy nasze ciało realizuje działania przewidziane w planie, nasza głowa układa kolejny pełen działań plan.  W ten właśnie sposób okazuje się, że żyjemy całkowicie nieświadomie, żyjemy w myślach, a nie w rzeczywistości. Wszyscy przecież znamy to uczucie, gdy pozostajemy w jakiejś sytuacji obecni jedynie ciałem, a nasza świadomość jest  zupełnie gdzie indziej. 

Z pomocą w takich stanach może przyjść nam bardzo modna  w ostatnich latach praktyka mindfulness, czyli tzw. trening uważności. Wywodzi się on z buddyjskich tradycji i polega na koncentrowaniu swej uwagi na tym, co tu i teraz, bez oceniania, opiniowania, analizowania, ale i – co  najważniejsze – bez cofania się w przeszłość i wybiegania w przyszłość. Praktyka ta ma spowodować, że obniżymy swój poziom stresu, lęku oraz innych negatywnych emocji. Dzięki temu, że skoncentrujemy się na chwili obecnej, pozbędziemy się uczucia pozostawania w notorycznym biegu i bezmyślnego wypełniania kolejnych podpunktów z grafiku. 

Dlaczego to takie ważne w szkole?

Bo właśnie tutaj w dużej mierze jesteśmy narażeni i na stres, i na wyścig z czasem. To tutaj pojawiają się zmiany, za którymi ciężko nadążyć, nawet będąc w całkiem dobrej kondycji. Modyfikacje podstawy programowej, tworzenie i wygaszanie, dostosowywanie i zmienianie – to specjalność tego zakładu. No to co? No to – „Run, Forrest, run!”.

Wielu nauczycieli narzeka na najświeższe reformy i zmiany, jakich dokonano w podstawie programowej, uzasadniając swój sprzeciw właśnie brakiem czasu na  dokładną realizację programu. Lekcja staje się więc często wspomnianym wyścigiem, chcemy bowiem omówić jak najwięcej, choć nie zawsze potrzebnie. 

Co zrobić? Jak wykorzystać mindfulness na co dzień, niekoniecznie siedząc w pozycji kwiatu lotosu i medytując pod tablicą?

Nie odkryję tu niczego spektakularnego, gdy powiem: –  zwolnić, a nawet więcej – zahamować i:

  • przeanalizować (tak, wiem, po raz dwudziesty piąty) podstawę programową i zastanowić się, czego naprawdę mamy nauczyć,
  • pominąć (wiem, często z ciężkim sercem – choć nie zawsze) wszystkie inne treści z podręcznika, które nie mają związku z obowiązującą podstawą,
  • połączyć niektóre zagadnienia i w miarę możliwości omówić je „przy okazji”,
  • popracować nad każdą lekcją, by – jeśli się tylko da – przekazać jej treść w jak najciekawszy dla uczniów sposób,
  • opracować – jeśli to zasadne i zgodne z naszymi wyobrażeniami na temat zajęć – pomoce dydaktyczne,
  • skorzystać z gotowych pomocy dydaktycznych (patrz zakładka „produkty” na niniejszej stronie J ),
  • uzbroić się w pozytywne myślenie, uśmiech i – opcjonalnie – szpilki  (bo uwaga – będziemy ostro hamować!),
  • nie zapomnieć pojawić się na lekcji.
  • Tak.
  • Pojawić się nie tylko ciałem.
  • Po prostu BYĆ na prowadzonej przez siebie lekcji.
  • Dostrzec uczniów z ich chęcią lub niechęcią do zdobywania wiedzy. Postarać się zaangażować każdego. Jak najlepiej wykorzystać to, w co włożyliśmy sporo siły i zaangażowania.
  • ZAUWAŻYĆ EFEKT.

To wszystko ma szansę spowodować, że odczujemy satysfakcję z pracy, że nie będziemy mieć poczucia niespełnienia, niewykonania i niekończącego się biegu.  Dostrzeżemy, że coś zrobiliśmy. Bo my to „coś” robimy. Realizujemy podstawę, uczymy najlepiej, jak potrafimy, analizujemy i przygotowujemy – tylko zapominamy, by o tym pamiętać.

Niech więc Twoja uwaga będzie z Tobą. Tu i teraz. Gdziekolwiek jesteś i cokolwiek zrobisz po przeczytaniu tego wpisu. J