02 Lut Wiedza daje władzę
„Siadaj, jedynka!”, czyli o wiedzy i władzy w procesie nauczania.
Jednym ze słów kluczy charakterystycznych dla szeroko pojętego procesu edukacji wydaje się być wiedza. Zgodnie z definicją zamieszczoną w słowniku języka polskiego to nic innego jak: „ogół wiadomości zdobytych dzięki uczeniu się, to zasób wiadomości z jakiejś dziedziny”. I to dla wszystkich sprawa oczywista – uczę się, żeby zdobyć wiedzę na jakiś temat. Proste.
Może mniej oczywistym wydaje się połączenie kolejnych dwóch pojęć „wiedzy” i „władzy”. Choć wielu filozofów, myślicieli czy badaczy łączyło je już ze sobą, to każdy robił to w nieco odmienny sposób. Francuski badacz kultury Michael Foucault mówił wprost: „Wiedza daje władzę”, słynna pisarka Tami Hoag w powieści „Czarny koń” również powtórzyła te słowa. Jednak na istnienie zależności między tymi pojęciami wskazywał już na przełomie XVI i XVII wieku Franciszek Bacon w następujących słowach: „Tyle mamy władzy, ile posiadamy wiedzy”. Odszedł on od ideału uprawiania wiedzy dla wiedzy. Nauka miała być narzędziem człowieka w walce z przyrodą.
Filozoficzny bełkot? Być może. Ale pozostaje w ścisłym związku z procesem edukacji. Bo przecież: „Otwieramy zeszyty, zapisujemy temat lekcji”, „Proszę przeczytać, zapisać, przerysować…”, a wreszcie mrożące krew w żyłach: „Siadaj, jedynka!” usłyszał prawdopodobnie każdy uczeń w każdej sali lekcyjnej. Bo kto tu rządzi? Nauczyciel. Dlaczego?
Bo ma wiedzę? Tak.
Tylko jego w tym głowa, by ją dobrze wykorzystał.
Nauczyciel policjant, zwierzchnik i dozorca odchodzi już do lamusa. Od współczesnego pedagoga wymaga się, by był mentorem, ale i partnerem. Edukacja – choć z punktu wiedzenia prawa jest obowiązkiem – powinna stać się dobrowolnym wyborem. Paradoksalnie wcale jedno drugiego nie wyklucza. Do osiemnastego roku życia dzieci i młodzież muszą wypełniać obowiązek szkolny i to sprawa bezdyskusyjna, popracować można jedynie nad tym, by nie był to przykry obowiązek.
Aby tak się stało nie możemy mówić o relacji zwierzchnik – podwładny, musimy mówić o partnerach, którzy wspólnie dążą do jednego celu. Tym celem jest właśnie zdobycie wiedzy. A rzeczona łącząca się z nią władza powinna znajdować się po obu stronach. Prawdziwy mentor bowiem nie będzie kurczowo dzierżył berła w swej dłoni, ale przekaże je także uczniowi. Na pewno skorzysta na tym i jeden, i drugi.
Jak to zrobić?
Mówić, ale i słuchać. Przedstawiać, ale i obserwować. Dawać, ale i … brać! Tak, nabywać doświadczenia, uczyć się na własnych błędach, dostosowywać, dostosowywać i dostosowywać. Modne w ostatnim czasie pojęcie „indywidualizacji nauczania” nie jest tylko kolejnym frazesem. Nie może nim być. Nie stworzymy bowiem dobrze funkcjonującej szkoły, jeśli nie będziemy się nawzajem słuchać i … szanować.
Swą wiedzę i władzę powinien więc nauczyciel umiejętnie wykorzystać, tak by monolog zwierzchnika zamienił się w dialog między partnerami.
O tym jak budować taką szkołę, jak ważne okazują się różne metody nauczania, jak ogromne znaczenie niesie za sobą indywidualizacja oraz jak istotne stają się relacje i co mają wspólnego z motywacją – w kolejnych wpisach. Zapraszamy!