W sedno, w pięty i w serce

W sedno, w pięty i w serce

o Wisławie Szymborskiej i jej poezji

Pisała krótko, dobitnie, choć jednocześnie bez przesady. Mistrzyni pióra, spostrzegawczości i  ciętej riposty. Celowała zawsze w sedno, jej słowa z głowy szły prosto w pięty, jednak zawsze trafiały w serce.

I tak jest do dziś. Bo wiersze Wisławy Szymborskiej wciąż nie tracą na aktualności. Poetka idealnie bowiem przedstawiała to, co widziała, często wybiegając nieco w przyszłość, dzięki czemu jej poezja jeszcze długo będzie aktualnym komentarzem do rzeczywistości. Komentarzem oszczędnym, lapidarnym, ale niezwykle trafnym.

Szymborska nie lubiła dużo mówić, zwłaszcza o sobie. Jej przyjaciele porównywali ją z osiemnastowieczną damą, która dbała o to, by trzymać emocje na wodzy i chować prawdziwą twarz za zasłoną zrównoważenia i spokoju.[1] Nie chciała biografii i życiorysów, nie lubiła eksponować siebie na zewnątrz. W jednym z wierszy pisała: 

„Jestem kim jestem.

Niepojęty przypadek

Jak każdy przypadek.

Inni przodkowie

mogli być przecież moimi […]”.

W zatrzęsieniu

Korzeni swych oczywiście nigdy się nie wyrzekała, zresztą nie miała powodu. Jej ojciec był rządcą hrabiego Zamojskiego, a matka pracowała w Kuźnicach (koło Zakopanego) w kancelarii księcia Lubomirskiego. Na Podhalu urodziła się Nawoja – siostra Wisławy, natomiast poetka przyszła na świat w 1923 roku w Kórniku (woj. wielkopolskie). Uczyła się jednak w Krakowie i z tym miastem związała się też jako dorosła osoba. 

To tutaj na Krupniczej 22 odbywały się spotkania literatów oraz „herbatki” z loteriami fantowymi, z których można było wyjść wzbogaconym o stary parasol czy kiczowaty kapelusz lub – jak Czesław Miłosz –  o… kropidło. 

Szymborska, oprócz dziwacznych przedmiotów, lubowała się też w kolażach, które tworzyła często na kartkach pocztowych wysyłanych do znajomych. Wycinki z gazet opatrywała trafnym komentarzem i po naklejeniu na pocztówkę wysyłała zaprzyjaźnionym osobom.

Miłość oczywiście także pojawiała się w jej życiu. Jako młodziutka dziewczyna kochała się w chłopaku, który na początku wojny zmarł w obozie w Prokocimiu, potem ulokowała swe uczucia w żołnierzu AK, lecz ten został wysłany z misją do Wilna i od 1944 straciła z nim kontakt. Wojna mimo wszystko nie zajmowała szczególnego miejsca w poezji Szymborskiej. Jak sama mówiła, nie chciała i nie czuła się na siłach, by w tym temacie konkurować z Różewiczem czy Herbertem – mistrzami poezji hołdującej poległym.[2]

Po wojnie, w 1948 roku wzięła ślub z Adamem Włodkiem, małżeństwo rozpadło się jednak sześć  lat później, choć przyjaźń pozostała. Poetka związała się z Kornelem Filipowiczem, ale związek ten nie został nigdy sformalizowany. Można więc podsumować, cytując samą poetkę: „Albo go kocha albo się uparła. Na dobre, na niedobre i na litość boską”.[3]

Wisława, oszczędna w okazywaniu uczuć i mówieniu o sobie, swoim życiu czy warsztacie pracy przekonywała, że: „[…] naprawdę zaczynamy mówić za dużo. Wszyscy mówią, mówią, tymczasem tak naprawdę, prawdziwe, warte wypowiedzenia myśli rodzą się trzy, cztery na epokę”.[4] Sama stworzyła nieco ponad 300 wierszy, jednak niemal  każdy z nich wniósł w historię polskiej literatury niezwykle dużo.

Docenili to, jak wiemy, nie tylko Polacy. Tak rozpoczęła się „tragedia sztokholmska”. Wisława – co  sama przyznała  po otrzymaniu wiadomości o Nagrodzie Nobla –  była jednocześnie bardzo szczęśliwa, ale i niezmiernie przerażona tym, że będzie musiała udzielać licznych wywiadów i być w centrum zainteresowania, czego szczególnie nie lubiła.

3 października 1996 roku Szymborska […] w Domu Pracy Twórczej w Zakopanem pisała akurat wiersz, gdy wywołano ją do telefonu. Dzwonił pracownik Akademii Szwedzkiej, żeby zawiadomić oficjalnie, że dostała Nagrodę Nobla. Odpowiedziała, że nie wie, co zrobić w tak w strasznej sytuacji – „nawet w Tatry uciec nie mogę, bo jest zimno i pada deszcz”.[5]

Na szczęście poetka poradziła sobie „w tej strasznej sytuacji” i po odebraniu nagrody pisała nadal.

„Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie”.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Wisława zmarła 1 lutego 2012 roku w swoim domu. Pozostawiła po sobie niezatarte ślady mądrości zakrapianej ironią i wysublimowanym poczuciem humoru. Pozostawiła też – jak mówił zaraz po jej śmierci  Michał Rusinek, sekretarz Wisławy – „problem gramatyczny”, który polegał na tym, że długo trudno było o niej mówić w czasie przeszłym. Mimo że pisała wcześniej:

„I cokolwiek uczynię,
zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam”.

Życie na poczekaniu

Jednak na szczęście: „Nie ma takiego życia, które by choć przez chwilę nie było nieśmiertelne”[6], a temu życiu świat literatury (i nie tylko!) zawdzięcza naprawdę wiele.


[1] A. Bikont, J. Szczęsna Pamiątkowe rupiecie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s.10-12

[2] Jw. s. 71-72

[3] Wisława Szymborska, Portret kobiecy, z tomu Poezje Wybrane, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1983

[4] Cytat za: https://lubimyczytac.pl/cytat/57715 dostęp: 8.12.2019 r.

[5] A. Bikont, J. Szczęsna Pamiątkowe rupiecie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 299

[6] Wisława Szymborska, O śmierci bez przesady, Wydawnictwo Literackie, 1997